Na przykład w kwietniu 2015 r. w 16 stanach w USA wykryto wirus ptasiej grypy, a eksperci oszacowali, że był to najgorszy wybuch tej choroby w USA od 30 lat. 25 kwietnia 2015 r. w środkowym Nepalu miało miejsce trzęsienie ziemi o mocy 8,1 w skali Richtera, w wyniku którego zginęło około 9 000 osób, a 22 000 zostało rannych. Przecież prawo moralne w Nim ma swoje źródło i jeżeli my nie zawsze prawidłowo potrafimy odróżnić dobro od zła, to bierze się to z naszego grzechu, czyli z naszego oddalenia od Boga. Nasze zabawy w wydawanie sądów moralnych na temat Pana Boga świadczą o kompletnym rozmijaniu się naszych pojęć o Nim z tym, kim On jest naprawdę. Czy to znak nadchodzącej APOKALIPSY? Apokalipsa to bez wątpienia, jedna z najbardziej kontrowersyjnych i tajemniczych ksiąg, zawartych w Piśmie Świętym chrześcijan. Opisuje Ona zdarzenia do jakich ma dojść pod koniec dziejów naszego świata, a także ukazuje karę, jaka zostanie wymierzona światu, gdy Jezus ponownie przyjedzie na NIEBO - SIEDZIBA BOGA: "Pan na niebie postawił stolicę swoją" (Psalm 102). Mitologia. Uranosa - praojca bogów - zwykło się nazywać także niebem. NIEBO - SFERA PRZEZNACZONA DLA BOGÓW: Hera jako żona Zeusa była królową nieba. Lubiła obnosić się ze swoją wysoką pozycją, urządzała częste przejażdżki po firmamencie, jadąc na Człowiek w Boga szedł ślady: Więc niech pienia odgłosy, Idą aż pod niebiosy; Niechaj chwała Bogu będzie w niebie A na ziemi pokój ludowi. Uczynione z twej miłości związki, Bóstwa twego z naszym rodzajem, Sprawiły nam ścisłe obowiązki Byś miłowan od nas był wzajem. Dajże Panie, me kochanie, By ogniste pożary, Pomóż mi rozeznać, co jest Twoją wolą. Przemów do mnie tak, abym umiał odczytać To, co Ty chcesz. Daj takie znaki, abym wiedział, co mam robić". Gdy w ten sposób prosimy Boga o znak, nie dość że nie jest to złe, jest to coś co musi do głębi poruszać serce Boga. Oto Jego dziecko staje przed Nim z pytaniami, co ma czynić, bo Wizja siedmiu czasz i plag Potem zobaczyłem inny znak na niebie, wielki i zadziwiający: siedmiu aniołów, którzy mieli siedem plag ostatecznych, bo przez nie dopełnił się gniew Boga. I zobaczyłem 3 I uczynię znaki na niebie i na ziemi: krew i ogień, i słupy dymne. 4 Słońce zmieni się w ciemność, a księżyc w krew, gdy przyjdzie dzień Pański, dzień wielki i straszny 2. 5 Każdy jednak, który wezwie imienia Pańskiego, będzie zbawiony, bo na górze Syjon . będzie wybawienie, Wszystkie te straszne rzeczy miały sprawić, że Hiob ostatecznie zwątpi w swoją wiarę i odwróci się od Boga, złorzecząc mu za to, co na niego zesłał. Jednak Hiob nie zachował się zgodnie z tymi przewidywaniami. Wręcz przeciwnie - wszystkie te nieszczęścia umacniały go w jego wierze i w zaufaniu do Boga. Ukazał się wielki znak na niebie Niewiasta odziana w słońce Dział przeznaczony do polemiki pomiędzy chrześcijanami z kościołów ewangelicznych, ewangelickich a chrześcijanami z kościoła rzymsko-katolickiego i prawosławnego i innymi chrześcijańskimi religiami gzIMdS. Greckie słowo semeion, znak, tłumaczone jest w niektórych polskich Bibliach na „cud”. Ta równoważność wydaje się słuszna, jako że niezrozumiałe i niemożliwe do objaśnienia zjawiska czy zbiegi okoliczności – a więc to, co określa się słowem „cud” – były w czasach biblijnych uznawane za znaki przekazywane z innego świata. Cudownymi znakami legitymowali się prorocy i różni inni posłańcy niebios. Panowało przekonanie, że przez znaki bogowie powiadamiają śmiertelników o swoich zamiarach albo dają wyraz swym preferencjom, by ludzie wiedzieli, jak mają postępować. Ponieważ dawniej wiele zjawisk, albo przynajmniej ich wystąpień w określonych okolicznościach, trudno było objaśnić, dlatego ludzie skłonni byli interpretować wszystko, co się wokół nich działo, jako komunikaty z innego świata, posiadającego znacznie szerszy od ludzkiego pogląd na rzeczywistość. Ciała niebieskie poruszały się po niebie według niezrozumiałych dla większości ludzi wzorów. Ich pojawianie się i znikanie, wzajemne zbliżenia i oddalenia, wzory, jakie wykreślały na nieboskłonie, uznawano za specyficzny język, którym przemawia duchowy, niewidzialny świat. Również wśród wizji Jana pojawiają się niektóre wyrazy* nawiązujące do tego tajemniczego języka – niebiańskie znaki ułożone ze świetlistych punktów na nieboskłonie. Siedem gwiazd w dłoni Syna Człowieczego (Obj. 1:16) to być może Plejady, niewiasta obleczona w słońce w koronie z dwunastu gwiazd (Obj. 12:1) przypomina gwiazdozbiór panny, a ognisty smok (Obj. 12:3), który ogonem zagarnia jedną trzecią gwiazd, to konstelacja smoka. Na początku kolejnej sceny z udziałem siedmiu aniołów pojawia się jeszcze inny wielki znak na niebie. Być może znów inspiracją są tutaj jakieś gwiazdozbiory lub niezwykłe koniunkcje planet na tle znanych konstelacji. Ale mogło być też i tak, że Bóg specjalnie dla Jana w cudowny sposób malował na niebie sceny opowieści o grzechu, karze, zbawieniu i wiecznym szczęściu wszystkich ludzi. A może wizje te rodziły się w wyobraźni Jana? Albo jeszcze inaczej: Bóg przez Jezusa i anioła przekazał apostołowi wiedzę, którą to on sam ubrał w malowniczy język, by uatrakcyjnić jej formę, a jednocześnie utrudnić dostęp do niej ludziom nieuprawnionym, nieposiadającym ducha prawdy i proroctwa, który jest świadectwem Jezusa (Obj. 19:10). Dla interpretacji tego przekazu nie ma to być może większego znaczenia, jednak przy wyobrażaniu sobie scenerii całej księgi, przy przenoszeniu się w podobny stan duchowy, w jakim znalazł się wizjoner Jan, na pewno pomocne będzie spojrzenie w rozgwieżdżone niebo. Według starej tradycji, siedmiu było archaniołów, którym odpowiadało siedem najbardziej znanych ciał niebieskich: Słońce, Księżyc i pięć widocznych planet: Mars, Merkury, Jowisz, Wenus i Saturn. Z każdym z nich wiązano jeden dzień tygodnia. Siedem plag to jakby po jednej pladze na dzień. Być może każdy z archaniołów trzyma w dłoni jedno ciało niebieskie – lśniącą czaszę, z której wyleje gniew Boży na ziemię. W jaki sposób można dzisiaj dostrzec na niebie znaki świadczące o tym, że zbliża się straszny dzień Pański, w którym niebiosa z trzaskiem przeminą, a żywioły rozpalone stopnieją, ziemia i dzieła ludzkie na niej spłoną (2 Piotra 3:10)? Ruchy planet umiemy dzisiaj określić z dokładnością do sekundy, a przepowiednie w stylu: gdy planety ustawią się w jednej linii... itp. nikogo już nie przekonują. Ludzie obecnie boją się terroryzmu, wojen, katastrof naturalnych i ekologicznych, zmian klimatycznych, ale mało kto skłonny byłby wiązać te zagrożenia z gniewem Bożym. Ich przyczyn upatruje się raczej w nieprawidłowych zachowaniach ludzkich, a nadzieję na wybawienie pokłada się w proponowanych również przez ludzi rozwiązaniach. Dla wierzącego człowieka powinno być jednak oczywiste, że klęski zagrażające ludzkości są skutkiem pogwałcenia Bożych praw natury i moralności. Gdybyśmy umieli powstrzymać się choćby tylko od kłamstwa i samolubstwa, to życie natychmiast stałoby się nieporównywalnie łatwiejsze, a prawie wszystkie ludzkie problemy znalazłyby dzisiaj dość przyzwoite rozwiązanie. Nie musiałoby być głodu, wojen, wyzysku, zdrady i oszustwa. Wobec dzisiejszych osiągnięć nauki i techniki dałoby się już w znacznym stopniu ograniczyć skutki chorób i katastrof naturalnych. Jeśli się to nie udaje, to tylko dlatego, że pewna niewielka grupa złych ludzi blokuje możliwe dobre rozwiązania. Dlatego też na niebiosach ludzkiej nieprawości coraz wyraźniejszy staje się zarys sylwetek siedmiu archaniołów, którzy z siedmiu niebiańskich czasz wyleją na ziemię Boży gniew. Każda wiadomość może być jednocześnie i dobra, i zła. Jednych cieszy zapowiedź deszczu, innych martwi. Nawet największe katastrofy bywają okazją dla niektórych ludzi, by wykazali się swymi umiejętnościami i poczuli się użyteczni udzielając pomocy bliźnim w potrzebie. W zapowiedzi siedmiu ostatnich plag, czyli klęsk lub nieszczęść, można podkreślić słowo „klęska” i to, że takich nieszczęść będzie aż siedem. Można też jednak, a nawet należy zwrócić szczególną uwagę na słowo „ostatnich”. Niektórzy tłumacze z upodobaniem używają określenia „ostatecznych”, by jeszcze bardziej uwydatnić krańcowy, ponadnaturalny charakter tych klęsk. Jednak autor Księgi Objawienia sam objaśnia użyte przez siebie słowo: te siedem plag będzie końcem gniewu Bożego. Odtąd już Bóg nie będzie się na ludzi gniewał. I to jest dobra wiadomość! Najważniejsze pojęcia i zagadnienia Znakiem może być jakieś nadprzyrodzone zdarzenie, ale także konstelacja zjawisk, które same z siebie są naturalne, ale ich zbieżność stanowi dla uważnego obserwatora ważną informację dotyczącą Bożych zamierzeń. Znak na niebie nawiązuje być może do układu gwiazd lub planet; w tym przypadku siedmiu archaniołów, trzymających czasze, które odpowiadają siedmiu znanym ciałom niebieskim, przygotowuje się do wylania siedmiu plag na każdy dzień symbolicznego tygodnia Bożego gniewu. Siedem ostatnich plag to zakończenie gniewu Bożego i w tym sensie jest to dobra wiadomość, choć krótkotrwałe nagromadzenie klęsk będzie z pewnością przykrym doświadczeniem dla ludzi żyjących w tym czasie na ziemi, a w szczególności dla tych, którzy tworzą królestwo bestii. W następnym odcinku: Gitarzyści nad morzem – czyli chwila wytchnienia dla zespołu zwycięzców Cykl: Spacery z Janem po wyspie Patmos - spis wszystkich odcinków Jak odczytywać Boże przesłanie? Człowiekowi w jego życiu zawsze towarzyszą znaki. Znajdujemy je w podróży jako znaki ruchu drogowego. Znajdujemy je w sklepach, jako informacje ułatwiające poruszanie się po dużych powierzchniach sklepowych. Znajdujemy je w liturgii, która ma przemawiać przez znaki mówiące o niewidzialnej rzeczywistości. Znajdujemy je wreszcie na niebie, kiedy zastanawiamy się nad pogodą w czasie wymarzonych wakacji czy odpoczynku. Czy jednak umiemy je do końca odczytać? Jakże często w komunikacji zdarzają się wypadki, gdyż ktoś zlekceważył znaki, które zostały postawione dla jego bezpieczeństwa. Czasem poruszamy się w sklepie na oślep, pamiętając gdzie kiedyś były dane produkty, a one zostały przeniesione na inne miejsce. Często wiele osób mówi, że nie rozumie liturgii Kościoła, bo nie rozumie znaków i gestów, które jej towarzyszą. Jakże często też zawodzi prognoza pogody, choć wydawała się sprawdzona. Dlaczego tak się dzieje? Bo człowiek jest omylny i czasem za bardzo zapatrzony w siebie, swoje możliwości, zdolności, nawet stawiając siebie w centrum wszystkich spraw i rzeczy. Jednak prawdziwe niebezpieczeństwo pojawia się wtedy, kiedy taką postawę przenoszę na życie duchowe, na moją relację z Bogiem, bo wtedy trudno rozpoznać Jego wolę i łatwo swoją wolę postawić w miejsce tego, co On dla nas przygotował, abyśmy byli szczęśliwi. I znowu Pan przemówił do Achaza tymi słowami: 'Proś dla siebie o znak od Pana, Boga twego, czy to głęboko w Szeolu, czy to wysoko w górze’. Lecz Achaz odpowiedział: 'Nie będę prosił i nie będę wystawiał Pana na próbę’. Wtedy rzekł Izajasz: 'Słuchajcie więc, domu Dawidowy: Czyż mało wam naprzykrzać się ludziom, iż naprzykrzacie się także mojemu Bogu? Dlatego Pan sam da wam znak: Oto Panna pocznie i porodzi syna, i nazwie go imieniem Emmanuel, albowiem Bóg z nami’ (Iz 7,10-14a) Znak oczekiwany Achaz to król Judy panujący w latach ok. 734-728 przed Chrystusem. Był synem króla Jotama, po którego śmierci wprowadził w kraju kult pogański i złożył w ofierze swojego syna. Mimo rad proroka Izajasza, aby wobec przymierza narodu Izraelskiego z Syrią przeciw Judzie nie szukał pomocy u króla asyryjskiego, zignorował je i sprzymierzył się z Tigladpilezerem III, stając się jego poddanym (por. 2 Krl 15,38-nn; 2 Krn 27,9-nn oraz Iz 7). Achaz reprezentuje typ człowieka, który przede wszystkim ma zaufanie do ludzkich kalkulacji, politycznych układów i gier. Brakuje mu zaufania Bogu, który mógł dać prawdziwy znak, którego wszyscy oczekiwali. W ten sposób, ufając tylko sobie, król doprowadza do tego, że składa swój los oraz los swojego narodu w ręce niepewne, ludzkie. Historia Achaza pokazuje podwójne zagrożenie, w jakie uwikłany jest król. Jednym z nich jest zagrożenie wewnętrzne, gdyż oddał się ona na służbę bożkom pogańskim Baalowi i Molochowi, składając temu ostatniemu ofiarę ze swojego syna. W ten sposób zakwestionował Bożą obietnicę związane rodem Dawida. Drugim jest zagrożenie zewnętrzne, jakie stwarzała ówczesna sytuacja polityczna i militarna. Kiedy w mojej codzienności, życiu moich bliskich wielokrotnie czai się zło, to wtedy szukamy wszelkich sposobów zapanowania nad nim wszystkimi dostępnymi metodami. Czasem nawet takimi, które z Bogiem i Jego Ewangelią nie mają nic wspólnego, ale stanowią jakieś źródło nadziei. Po czasie okazuje się jednak, że to wszystko zawodzi i znów dopada mnie zło, przed którym na tyle rozmaitych sposobów uciekałem. Sytuacje trudne w moim życiu mogą stać się okazją do usprawiedliwienia samego siebie w moim postępowaniu i sposobie życia. Mogą stać się usprawiedliwieniem braku rozwoju duchowego, intensywniejszego kontaktu z Bogiem według zasady „jakiego mnie stworzyłeś Panie Boże, takiego mnie masz”. To przede wszystkim jednak pokusa zatrzymania się w błotku, w którym się znalazłem. Warto zadać sobie podstawowe pytania: Jakich znaków oczekuję od Boga w moim życiu? Czy biorę pod uwagę Jego oczekiwania? Czy znaki, których oczekuję, służą mnie samemu i innym? Czy te moje oczekiwania rzeczywiście służą dobru czy może są oznaką mojego egoizmu? Czy chcę prawdziwego szczęścia czy też terroryzuję Boga, aby błogosławił temu, co ja wymyśliłem? Znak niechciany Słowa skierowane do Achaza przez Izajasza, to przypomnienie o Bożym znaku opieki, które jednak nie docierają do adresata. Nie rozumie on, lub nie chce rozumieć, znaku, jaki chce ofiarować mu Bóg. Choć Żydzi bardzo cenili sobie znaki, to jednak król odmawia jego przyjęcia, powołując się na swoją niegodność. Jest jednak w tym wszystkim nieszczery, gdyż tak naprawdę nie chce, aby Boży znak pokrzyżował jego ludzkie plany. Nie chodzi tu zatem o jego wiarę, ale ludzkie kalkulacje. Takie działanie, w postaci prośby skierowanej do Boga, miało umocnić chwiejną wiarę i ufność Achaza. Prorok Izajasz pokazuje bezwzględnie, że tylko zaufanie Jahwe przyniesie prawdziwy pokój i zwycięstwo odwagi nad lękiem, który zagościł w sercu królewskim wobec otaczającego świata i aktualnej sytuacji. Pośród tego zła, które tak bardzo wdziera się w moje życie i moją codzienność, muszę pamiętać, że ono nie stanowi jedynego wymiaru życia. Czasem oczywiście swoją krzykliwością może zdominować moje myślenie, mówienie czy postępowanie, ale do niego nie należy ostatnie słowo. Muszę jednak mieć odwagę przyznać, że moje własne ludzkie siły są zawodne i potrzebuje pomocy Jezusa. Oczywiście takie postawienie sprawy, nie w słowach, ale w czynach będzie mnie kosztować wysiłek. Jest on jednak niezbędny, jeśli chcę prowadzić prawdziwe życie ucznia Chrystusa, a nie sprzedać Go za „trzydzieści srebrników jałowego spokoju” (ks. Jerzy Popiełuszko). To przyjęcie znaku Boga, który nie zawsze jest dla mnie wygodny, a czasem nawet staje na przekór moim przyzwyczajeniom, wadom. To podjęcie prawej pracy nad sobą po dobrze odprawionej spowiedzi, niezniechęcanie się porażkami i eliminowanie zła. Warto zadać sobie jeszcze inne pytania: Jakich znaków nie chcę otrzymywać od Boga i dlaczego? Chcę walczyć o moją wiarę czy też zadowalam się jakimś zbiorem pobożnościowych praktyk, które uspokajają moje sumienie? Czy rzeczywiście chcę szukać woli Bożej odnośnie mojego życia czy też swojej woli odnośnie do swego życia? Znak otrzymany Zadziwiające jest to, że choć Achaz nie chce prosić o znak, który miałby potwierdzić Boże obietnice, to jednak ten znak zostaje mu dany, niejako wbrew jego woli. Znak w postaci Emmanuela – „Boga z nami”, zapowiadający Bożą opiekę nad ludem, który został powierzony Bogu. To rozwinięcie stale obecnego na kartach Starego Testamentu orędzia dobrej nowiny o przyjściu Mesjasza. Na potwierdzenie jej realizacji w Jezusie Chrystusie, najpełniejszym Znaku miłości Boga do człowieka, Ewangeliści nawiązują do tych słów Starego Testamentu (por. Mt 1,23; Mt 4,15-14; Łk 1,31), kiedy św. Józef poprzez interwencję samego Boga podejmuje się misji opieki nad Jezusem Chrystusem czy w czasie Zwiastowania. Zło, które tak często towarzyszy mi w moim życiu, położone pod krzyżem Jezusa Chrystusa, ofiarowane Temu, który pokonał wszelkie zło swoją męką, śmiercią i zmartwychwstaniem, nabiera zupełnie innego wymiaru i z pomocą Jego łaski okaże się zwycięstwem, a nie porażką. To właśnie najwspanialszy znak Bożego zainteresowania moim losem. Znak ten nie jest jednak mi narzucony jako zobowiązanie, ale stanowi zaproszenie dla mojej wolności, którą Bóg bardzo szanuje. On mówi do mnie poprzez te znaki i chce stać się „Bogiem z nami”, ale nie za wszelką cenę i nie wbrew mnie samemu. Szanując moją wolność chce zaprosić mnie do tego, aby tak się stało. Czyni to w sposób delikatny i subtelny, a nie narzucający się, jak w historii Eliasza (por. 1 Krl 19,9-13a). Warto zadać sobie znów kilka pytań: Czy cieszą mnie Boże znaki, jakie otrzymuje w moim życiu? Czy staram się te znaki zrozumieć i zgodnie z nimi budować swoje tu i teraz na ziemi? Czy rzeczywiście chcę, aby Bóg był ze mną we wszystkim, co dzieje się w moim życiu? Czy nie szukam go tylko wtedy, kiedy dopadną mnie problemy? Znak przemieniający Odczytanie prostych znaków jest trudne, a co dopiero tych, które daje Bóg. Zresztą już w czasach Jezusa ci, którzy pochylali się nad świętymi tekstami, nie rozpoznali w Cieśli z Nazaretu przychodzącego Emmanuela – Boga z nami, Mesjasza. Tak samo w czasie Eucharystii, kiedy słyszę słowa „Pan z wami”, to słyszę takie samo zapewnienie, jakie słyszał król Achaz. Zapewnienie, abym nie zapomniał, że Bóg jest przy mnie obecny i opiekuje się mną. Z jednej strony oczekuje nieustannych znaków od Boga, które mogłyby mnie prowadzić bezpiecznie przez życie. Chodzi mi jednak raczej o jakieś cuda czy cudowności, bym nie musiał wkładać w ich odczytywanie wysiłku, ale by były one proste i wyraźne niż o prawdzie „znaki czasu”, które domagają się rozeznania. Czasem trudno mi odczytać znaki Boga kierowane do mnie, bo nie chcę tych znaków, bojąc się, że Jezus zabierze mi wszystko. Koncentruje się na tym, co mam utracić z ludzkiego punktu widzenia, zamiast skoncentrować się na tym, co mogę zyskać. On niczego nie zabiera, a daje wszystko. Kto oddaje się Jemu, otrzymuje stokroć więcej. Tak! Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi (Benedykt XVI na inauguracji pontyfikatu). Dostaję zapewnienie Jego obecności przez znaki, które mi codziennie daje w świecie, który stworzył dla mnie, w swoim Słowie, sakramentach, poprzez wydarzenia i ludzi, których spotykam w swoim codziennym życiu. Chce w ten sposób nastroić mnie na zauważenie tych znaków Jego miłości. On nie chce, abym tworzył swoje znaki wg moich ludzkich oczekiwań, które później przyniosą mi rozczarowanie i smutek. On chce, abym odkrywał te Jego znaki, poprzez które mówi do mnie, bo On doskonale wie, że tylko odczytując i pozwalając się przemienić Jego znakom sam stanę się świadectwem dla ludzi, którzy mnie otaczają. Warto na koniec zadać sobie pytanie: Czy rozpoznawanie znaków Boga w codzienności i ich przyjmowanie wpływa na moją codzienność? Czy przez rozeznanie tych znaków staje się dla innych wyraźnym znakiem Bożej obecności w świecie? Czy przez swoje rozeznanie Bożej woli pomagam innym Ją rozeznawać w znakach, które Bóg przekazuje im poprzez moją osobę? o. Robert Wawrzeniecki OMI Artykuł pochodzi z: Cuda i objawienia — czy to znaki od Boga? „CUDA wciąż uważa się za (...) rodzaj listu polecającego, za rękojmię autentyczności orędzia Bożego, za pieczęć, którą Wszechmocny opatruje posłannictwo lub słowo od Niego pochodzące”. Joseph Vandrisse, watykański korespondent dziennika Le Figaro, mówi tu oczywiście o cudach uznanych przez Kościół katolicki. Ale na jakiej podstawie rozstrzyga się, czy cud lub objawienie naprawdę pochodzi od Boga? Czy Kościół powinien być sędzią we własnej sprawie? Według autorytetów katolickich objawienia muszą spełniać dwa warunki. Po pierwsze, mają być zgodne z naukami Kościoła. Wymownym przykładem jest wizja z Lourdes, gdzie „Dziewica” przedstawiła się jako „Niepokalanie Poczęta”. Co ciekawe, kilka lat wcześniej papież Pius IX ogłosił, iż Maria od chwili poczęcia była wolna od grzechu pierworodnego. W 1933 roku przyszły papież Pius XII wyraził opinię, że te dwa wydarzenia łączą się ze sobą, powiedział bowiem: „Niepokalana Dziewica — Matka Boża i błogosławiona między niewiastami — zapragnęła własnymi ustami potwierdzić to, co zostało ogłoszone w Rzymie przez jej nieomylnego papieża. Krótko potem tak też uczyniła w słynnym objawieniu w grocie Massabielle [Lourdes]”. Po drugie, należy wziąć pod uwagę tryb życia osoby, która miała objawienie. Biskup Tours oświadczył: „Kościół (...) dał wiarę objawieniom [w Lourdes] z uwagi na świątobliwość Bernadetty”. Zdaniem władz kościelnych Bernadetta z Lourdes i Łucja z Fatimy, które podobno widziały Marię, uczyniły zadość temu wymaganiu, wstępując później do zakonu. Przekazane orędzia były zgodne z nauką katolicką. Tryb życia wizjonerek harmonizował z wzorcem, jaki ustanowił Kościół. Nic więc dziwnego, że w obu wypadkach objawienia uznane przez Kościół katolicki stanowią potwierdzenie wyłącznie jego własnych tradycji i dogmatów, nawet najnowszych, jak ten o Niepokalanym Poczęciu. Ale czy cuda i objawienia rzeczywiście są znakami z nieba, dowodzącymi prawdziwości nauk Kościoła? J. Bricout, wydawca Dictionnaire pratique des connaissances religieuses (Praktyczny słownik wiedzy religijnej), przytoczył wypowiedź innego autora katolickiego, P. Buysse, który napisał: „Ponieważ cuda w Lourdes są ściśle powiązane z ‛wierzeniami wyróżniającymi Kościół katolicki’ (Niepokalane Poczęcie, ogłoszenie tego dogmatu przez papieża, adoracja Najświętszego Sakramentu, kult Maryi Panny i tak dalej), więc można, a nawet trzeba przyznać, że ‛na naukach Kościoła spoczywa pieczęć Bożej aprobaty’”. Jednakże takie pretensje do posiadania pełnomocnictwa Bożego są nieuzasadnione. Przypisując sobie prawo rozstrzygania, czy objawienia (a także związane z nimi cuda) pochodzą od Boga, Kościół katolicki ustanawia się bowiem sędzią we własnej sprawie. Wiele innych religii powołuje się na cuda, uważając je za dowód poparcia Bożego. Ale czy cuda dokonywane w ruchach charyzmatycznych (z niekatolickimi włącznie) lub nawet w religiach niechrześcijańskich są dziełem Boga? Wprost trudno w to uwierzyć, skoro Biblia mówi o Nim, że „nie jest Bogiem nieporządku, lecz pokoju” (1 Koryntian 14:33). Na czym więc się oprzeć w ocenie takich zjawisk? W książce pt. Les signes de crédibilité de la révélation chrétienne (Znamiona wiarogodności objawień chrześcijańskich) powiedziano, że o autentyczności cudu decydują głównie kryteria religijne i moralne. Wierne pierwotnemu objawieniu? Zdaniem różnych pisarzy katolickich „podstawowym warunkiem stawianym przekazywanemu orędziu jest wierność wobec objawienia ewangelicznego oraz tradycji doktrynalnej Kościoła”. „Żadne nowe objawienie nie może zmieniać pierwotnego”. Papież Jan Paweł II również oznajmił, że „orędzie, które w roku 1917 wyszło z Fatimy (...) zawiera w sobie odwieczną prawdę Ewangelii”. Z wypowiedzi tych wynika, że posłanie przekazane w takich widzeniach musi przede wszystkim zgadzać się z „pierwotnym objawieniem”, czyli Pismem Świętym. A czy tak jest naprawdę? Do jakich wniosków prowadzi wizja ognistego piekła, ukazana pastuszkom w Fatimie? Z Pisma Świętego jasno wynika, że grzesznicy wcale nie są w ten sposób karani po śmierci. Sam Jezus oświadczył, iż powinniśmy bać się Tego, który potrafi zniszczyć zarówno duszę, jak i ciało, co wskazuje, że dusza może umrzeć. Inne wersety wyraźnie uczą, że umarli nie mają świadomości, a nadzieja ponownego życia opiera się na biblijnej obietnicy przyszłego zmartwychwstania (Mateusza 10:28; Kaznodziei 9:5, 10; Jana 5:28, 29). A co powiedzieć o „Niepokalanym Poczęciu”, o którym wspominała Bernadetta? Dogmat ten również pozostaje w jaskrawej sprzeczności z naukami Biblii. Pismo Święte wyjaśnia, że Maria — tak samo jak wszyscy potomkowie Adama — została ‛poczęta w grzechu’ i odziedziczyła śmierć (Psalm 51:7, Biblia Tysiąclecia [51:5, NW]; Rzymian 3:23). Gdyby było inaczej, to dlaczego po urodzeniu Jezusa złożyła ofiarę za grzech? (Kapłańska 12:6; Łukasza 2:22-24). Prócz tego nie ma w Biblii ani jednego wersetu, który by popierał katolicką doktrynę, iż dzięki szczególnej łasce Maria została zachowana od grzechu pierworodnego. A skoro kult Marii jest pozbawiony jakichkolwiek podstaw biblijnych, nasuwa się logiczne pytanie, czy jej objawienia pochodzą od Boga. Czy mogą pochodzić od kogoś innego? Znawcy Biblii wiedzą oczywiście, że nie każdy cud jest znakiem od Boga. Dictionnaire de la Bible (Słownik biblijny) wydany przez F. Vigouroux, wspomina o cudach dokonanych przez czarowników egipskich w obecności faraona i Mojżesza, po czym nadmienia, że „w dniach ostatecznych fałszywi prorocy i fałszywi Chrystusowie, będący wysłannikami Diabła, uczynią wiele cudów, aby jeśli to możliwe, zwieść nawet lojalnych uczniów Jezusa Chrystusa” (Mateusza 24:24; Wyjścia 7:8-13). A co wtedy, gdy objawiająca się postać nawołuje ludzkość do skruchy i wzywa wiernych, by się modlili o nawrócenie grzeszników — jak to było w Fatimie? Ciekawa rzecz, że w książce pt. Fàtima — Merveille du XXe siècle (Fatima — cud XX wieku), skądinąd wychwalającej takie widzenia, przytoczono wypowiedź ówczesnego księdza z Fatimy, który pomimo treści tych orędzi miał wątpliwości co do ich pochodzenia i powiedział: „Równie dobrze może to być diabelska sztuczka”. Biblia rzeczywiście mówi, że Szatan „przybiera na siebie postać anioła światłości”, a „słudzy jego przybierają pozory sług sprawiedliwości” (2 Koryntian 11:14, 15, Kowalski). Zatem okoliczność, iż orędzie podane w wizji brzmi przekonująco, jeszcze nie dowodzi jej Boskiego pochodzenia. Taki sam wniosek wysnuto w katolickim Dictionnaire historique de la Bible (Biblijny słownik historyczny) Calmeta, gdzie czytamy: „Cuda i nadprzyrodzone zjawiska nie zawsze stanowią niezawodny znak, że dokonujący ich są święci i głoszą właściwą naukę, ani nie są niezbitym świadectwem, iż ludziom miewającym widzenia poruczono jakąś misję”. Ale przecież kiedy Chrystus był na ziemi, czynił wiele cudów. W jakim celu to robił i co w związku z tym sądzić o dzisiejszych cudach? Odpowiedź otrzymamy w następnym artykule. [Ramka i ilustracja na stronie 6] 9 grudnia 1531 roku Indianin Juan Diego śpieszył się na mszę do Meksyku. Po drodze spotkał jakąś damę, która posłała go do biskupa tego miasta z prośbą o wybudowanie kościoła tam, gdzie ona teraz stoi. Biskup przyjął słowa Indianina z pewnym niedowierzaniem. Podczas następnego objawienia kobieta przedstawiła się jako matka prawdziwego Boga, a nieco później jako „Święta Maryja z Guadalupe”. Kazała, by Juan Diego zerwał parę róż, które miały być dla niego znakiem. I choć nie była to pora na róże ani nie spotykało się ich w tej okolicy, Indianin znalazł kilka kwiatów i zawinął je w płaszcz. Kiedy ofiarowywał je biskupowi, na płaszczu ukazała się postać „Dziewicy” naturalnej wielkości. Obraz przedstawiający tę scenę można obecnie oglądać w bazylice Guadalupe niedaleko Meksyku. [Ilustracja] Guadalupe [Ramka i ilustracja na stronie 7] 11 lutego 1858 roku Czternastoletnia Francuzka Bernadetta Soubirous poszła z siostrą i przyjaciółką zbierać drwa na opał w pobliżu Lourdes, miasteczka w południowo-zachodniej Francji, niedaleko granicy hiszpańskiej. Bernadetta chciała akurat przejść przez strumień, gdy wewnątrz pobliskiej groty ukazała się jej jakaś „pani”. Innym razem ta sama „pani” poprosiła o zbudowanie na tym miejscu kaplicy i wezwała całą ludzkość do okazania skruchy. W trakcie kolejnego objawienia Bernadetta usłyszała, jak „pani” mówi w miejscowym dialekcie: „Jestem Niepokalanie Poczęta”. Osamotniona w zmaganiach z władzami świeckimi, a nawet kościelnymi, Bernadetta Soubirous obstawała przy tym, że mówi prawdę. W końcu Kościół katolicki uznał oficjalnie te objawienia „Dziewicy” i w Lourdes powstało sanktuarium. [Ilustracja] Lourdes [Ramka i ilustracja na stronie 8] 13 maja 1917 roku Chłopiec i dwie dziewczynki paśli owce niedaleko Fatimy w środkowej Portugalii, gdy po raz pierwszy ukazała się im „Dziewica”. Przed jednym z następnych objawień przybyli na to miejsce inni ludzie, spodziewając się otrzymać znak. Widzieli rzekomo, jak słońce tańczyło na niebie, a potem spadło na ziemię. Dzieciom zostały też powierzone „sekrety”. Ukazano im wizję piekła, gdzie ujrzały grzeszników, cierpiących okropne męki w przerażających płomieniach. „Dziewica” prosiła ponadto o poświęcenie Rosji jej „niepokalanemu sercu”. Papieże spełnili później to życzenie. Ostatni „sekret” jest strzeżony przez najwyższe władze Kościoła katolickiego, które na razie odmawiają ujawnienia jego treści. [Ilustracja] Fatima